poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział 4

Sam coraz lepiej czuł się w tej wspaniałej rodzinie. I robił wszystko by jego przybrani rodzice byli z niego zadowoleni, wciąż nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.
Po tym jak przeczytał historię swojej rodziny i widział co każde z młodszych dzieci potrafi tu zrobić zaczął się przekonywać do magii coraz bardziej.
I była tylko jedna sprawa która go martwiła , Wyatt. Nie mógł oszukiwać sam siebie że mężczyzna mu się nie podoba. Zwłaszcza że wiedział jak  bardzo jest to odwzajemnione. Starali się nie przebywać sami w tym samym pomieszczeniu ale widział że Wyatt z każdym dniem tracił ten wesoły błysk w oku i spokój który sprawiał że czuł się przy nim bezpiecznie. Do tego były jeszcze sny które pokazywały mu jak dobrze może być między nimi. Ale bał się bo dopiero co udało mu się odnaleźć rodzinę a to było dla niego ważniejsze.
Wyatt również miał te same sny i na początku nie wydawało mu się to dziwne. Jego pochodzenie i to kim był oraz fakt że wiedział o Sam'ie. Po tym jednak jak usłyszał że i chłopiec śni o tym samym. Dokładnie tym samym coś zaczęło mu świtać.
Tego dnia Sam poszedł po raz pierwszy do szkoły. Zastanawiali się czy nie pokazać mu Szkoły Magii ale chłopiec wciąż w świecie magicznym czuł się niepewnie.  Dlatego zostali na początku przy zwykłym liceum.

-Cześć Sam- Wyatt dopijał właśnie kawę gdy chłopiec wszedł do kuchni. Wyglądał uroczo gdy się tak denerwował.
-Hej- posłał mu łagodny uśmiech- Gdzie wszyscy?
-Ja cię zawiozę- widział jak Sam na kilka sekund blednie ale szybko odzyskuje spokój- Wiesz chodziłem do tej szkoły i mogę ci dużo opowiedzieć.
-A Mel? Czy nie powinna też tu być?- Dom jednak był pusty i cichy
-Wybiegła niemal o świcie jej przyjaciółka właśnie wróciła z rodzinnego wyjazdu  i chcą się nagadać- podał mu tosty- Sam nie musisz się mnie obawiać
-Wiem- tym razem uśmiech był większy- tylko że... Chris mówił ci o moich snach?
-Coś wspominał- usiadł na przeciw  niego- I co dziś w nich było?
-Tu nie chodzi o to co widzę tylko o to co czuję- wymamrotał- Wyatt jestem tobą zauroczony ale nie chcę...
-Wiem o tym i szanuję tylko Sam cierpisz obaj cierpimy. Zapytaj Coop'a....
-Pytałem- westchnął i wstał- A wszyscy ludzie- skrzywił się
-Wszystko dobrze?- Podłapał grymas
-Tylko boli mnie głowa- mimowolnie podszedł do niego i stali teraz kilka centymetrów od siebie. Wyatt wyciągnął rękę i dotknął jego czoła. Sam poczuł przyjemne ciepło i uśmiechnął się gdy ból zelżał
-Dziękuję- wspiął się na palcach i pocałował go w policzek. Mężczyzna objął go lekko i tak stali przez chwilę.
-Hm- ktoś odchrząknął od strony drzwi i Sam skulił się przestraszony gdy zobaczył Leo. Starszy mężczyzna uśmiechnął się do niego ciepło- Wyatt profesor Hags nie jest w stanie poprowadzić dziś lekcji jakiś wypadek z zaklęciem. Co ty na to?
-Pewnie- uśmiechnął się- ale najpierw zabiorę Sam'a do szkoły- zniknął w białym świetle zostawiając tatę z ukochanym. Wiedział że Sam się boi ale musiał to zrobić żeby go przekonać że w oczach rodziny nie robią nic złego.

-Przeprasza za...- zaczął chłopiec niemal oczekując że Leo go skrzyczy czy uderzy
-Sam to nic złego- uśmiechnął się- Chcę szczęścia mojego syna i jeśli będzie szczęśliwy z tobą to ja nie mam nic przeciwko... nikt by nie miał
-Nie wiem tylko czy powinienem bo jak się rozstaniemy albo....- zaczął niepewnie
-Wiesz każdy ma wątpliwości a nawet jeśli wam się nie uda to jesteśmy rodziną  i to się nie zmieni. Wciąż masz sny?
-Tak- zarumienił się- To źle?
-Wyatt ma te same sny i jestem pewny że to zaklęcie żeby pomóc wam podjąć decyzję
-Ale kto miałby to zrobić?- Nie chciał żeby wszyscy się w to mieszali
-Tego się dopiero dowiemy. A jeśli chcesz porozmawiaj też z Piper jeśli mi nie wierzysz że wszystko będzie dobrze
-Chyba tak zrobię- posłał Leo uśmiech żeby pokazać mu że już się nie boi i już miał zawołać Wyatt'a gdy usłyszeli w góry jakiś huk.
Leo zniknął by pomóc synowi a on wbiegł na piętro.

Zobaczył Wyatt'a w otoczeniu kilku demonów. Wiedział już jak mężczyzna jest potężny ale gdy unicestwiał jednego pojawiały się dwa inne.
Nagle skoczył w sam środek walki gdy zobaczył że Wyatt przegrywa, że dostaje ciosy z każdej strony. Nigdy jeszcze nie walczył z nikim ale musiał pomóc.
Damony zaczęły znikać w płomieniach w zastraszającym tempie i wydawało się że wygrają gdy poczuł ogromny ból na plecach i ostatnie co pamiętał to że Wyatt podbiega do niego i coś krzyczy.

-Nie powinien mi pomagać!- Krzyknął do ojca
-Był za szybki- Leo klęknął obok nieprzytomnego chłopaka i pomagał synowi uleczyć Sam'a- Ale moc ma wielką
-Wyjdzie z tego?- Zapytał ignorując tatę
-Oczywiście- uśmiechnął się łagodnie- Zanieś go do łóżka. Teraz to już tylko szok bo jest już zdrowy
-Zadzwonisz do szkoły? Chyba dziś nie pójdzie?
-Zaopiekuj się nim- i zniknął.
-Skarbie dałbym sobie sam radę- pocałował go w czoło i podniósł z dywanu. Wyatt nie chciał wciągać go w walkę bo jak miałby go chronić.
A tego pragnął bardzo. Tak jak i być dla niego pierwszym i jedynym. To jednak będzie musiało poczekać.

5 komentarzy:

  1. Niepewność Sama jest chyba normą po jego wcześniejszych przeżyciach, ale pewnie niedługo się przełamie. Rozdział ciekawy; zastanawiam się czy pokażesz pierwszy dzień Sama w szkole.

    OdpowiedzUsuń
  2. naprawdę świetne. Nie mogę się doczekać następnego

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    rozdział jest bardzo ciekawy.. ta niepewność Sama... a jak widać jest akceptowany i nikt nie ma nic przeciw... och jak widać zareagował instynktownie i pomógł Wayttowi...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie dziwię się, że Sam ma wątpliwości,, nie chce stracić rodziny. Z jednej strony jest szczęśliwy, ale z drugiej strony czegoś, a raczej kogoś mu brakuje - Wyatt'a.
    Mam nadzieję, że szybko dojdzie do wniosku, że nie może się oszukiwać, nie da rady się bronić przed tym uczuciem...
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Wayatt spokojnie, powoli... Sam sie boi że straci rodzinę gdyby coś nie wyszło...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń