Wyatt opowiedział bratu wszystko to co mógł w obecności Sam,a ale dał znać Chris'owi że to nie cała prawda. Ten nieznacznie kiwnął głową i odpuścił. Przynajmniej na chwilę.
-A ty nie powinieneś być z przyjaciółmi?- Zapytał w końcu starszy mężczyzna
-Jeszcze przez dwa dni ale mam to musisz usłyszeć teraz- na te słowa Sam wstał. Przez cały czas obserwował obu braci i wyrabiał sobie zdanie na temat ich relacji. Byli bardzo blisko ze sobą i nie było między nimi większych sporów. Chociaż podskórnie czuł że to Wyatt jest potężniejszy i jakby ważniejszy. Chris jednak był zadowolony z życia i kochał brata nad życie.
-Ja może was zostawię- odezwał się cicho
-Nie musisz- ciemnowłosy posłał mu ciepły uśmiech
-Wiem- zdobył się na podobny gest. Już go polubił- Ale mam tu kilka książek które chcę przeczytać- wskazał na niewielką stertę opasłych tomów
-A Historia Magii i Magiczne Rody- zrozumiał i poddał się chociaż widok całującego się Wyatt'a był czymś niemal niezwykłym. Nie dlatego że się wstydził tego kim jest ale dlatego że nie miał szczęścia w związkach.
Sam nawet nie wiedział kiedy się zaczytał tak bardzo że minęło kilka godzin. Normalnie nie burczało by mu w brzuchu ale do nosa dobiegł wspaniały zapach z dołu. Gdy mieszał na ulicy starał się omijać z całej siły restauracje i bary gdy nie było to konieczne. Teraz jednak było to silniejsze od niego i już wstawał z łóżka gdy drzwi otworzyły się nagle i zadrżał mimowolnie ale zorientował się że to Wyatt i od razu się odprężył.
-Wciąż czytasz?- Zapytał ze zdziwieniem
-Tak to wszystko bardzo ciekawe- podniósł się jednak
-A to początek dopiero- podszedł do niego- Mama jednak prosi cię na obiad i poznasz resztę rodziny
-Ale tak całą?- Zapytał z obawą i spuścił wzrok. Nie do końca miał na to ochotę
-Oczywiście- położył mu ręce na ramionach i poczekał aż Sam podniesie wzrok. Z tymi rumieńcami wyglądał ślicznie i miał ochotę na kolejny pocałunek- pokochają cię jestem tego pewny
-No skoro tak- ciepłe brązowe oczy mężczyzny sprawiały że czuł się pewny, nabierał przekonania że wszystko będzie dobrze- Pachnie pięknie- uśmiechnął się nagle
-Mama jest wspaniałą kucharką a dziś postarała się wyjątkowo- powoli zaczął wyprowadzać go z sypialni.
Gdy zeszli na dół Sam zorientował się że cały dom jest pełen ludzi. Zastanawiał się czy to dobry pomysł.
-A więc to jest Sam- chłopiec nawet nie zorientował się gdy stanęła przed nimi ciemnowłosa niewysoka kobieta. Bardzo szczupła i piękna- Jestem Pheobe ciocia Wyatt'a
-Dzień dobry- znów ten rumieniec
-Uroczy- uśmiechnęła się do nich i wzięła Sam'a za rękę. Również przy niej czuł się dobrze i powoli się rozluźniał tym bardziej że Wyatt trzymał się ciągle blisko nich i uśmiechał ilekroć na niego spojrzał.
-To jest mój mąż Kupidyn Coop, moje córki Prue, Penny i Patty. Peige już poznałeś- kobieta pomachała do niego- to jej mąż Henry i ich dzieci Henry oraz córki Kelly i Anna. Leo i Piper również znasz oraz ich syn Chris i córka Melinda. A to nasz tata Wiktor- wszyscy przedstawieni kiwali do niego głowami, uśmiechali się. Zrobiło mu się gorąco i zapragnął wrócić do sypialni, jak najdalej od tego tłumu. Wyatt jednak objął go od tyłu.
-Wszystko dobrze- szepnął mu do ucha
-Właśnie siadajcie- Piper zaklaskała by uspokoić wszystkich i Sam znalazł się między Wyatt'em a jego tatą.
-Chris powiedział że czytasz o historii- odezwał się mężczyzna
-Tak... Wyatt powiedział że mogę. Ale to wszystko....
-Szczera prawda- wszedł mu łagodnie w słowo- Ale do tego dojdziemy. A jeśli chodzi o to żeby znaleźć twoją rodzinę to Poszukaj pod C twój biologiczny ojciec nosił nazwisko Cambell.
-Chętnie poszukam- uśmiechnął się do niego
-Sam czy kończyłeś jakąś szkołę?- Zapytała Piper
-Tylko gimnazjum- odpowiedział cicho ale już nie spuścił wzroku- Co będzie teraz ze mną?
-Adoptujemy cię- wyjaśniła kobieta a chłopiec spojrzał na nią zaskoczony jak nigdy w całym swoim życiu. Nawet informacja o magii była niczym w porównaniu z tym- Rozmawiałyśmy już o tym i jeśli się oczywiście zgodzisz oficjalnie twoimi opiekunami będziemy ja i Leo
-Nie będę kłopotem?- Wciąż na nią patrzył
-Oczywiście że nie- uśmiechnęła się do niego. Wiem też że mój syn ma pewne zamiary- mrugnęła w stronę Wyatt'a- co oczywiście nam nie przeszkadza mimo że będziecie swojego rodzaju braćmi
-Rozumiem- i on spojrzał na mężczyznę a ten tylko wziął go za rękę. Będą musieli o tym porozmawiać
-Więc smacznego- wszyscy jedli i rozmawiali ale Sam tylko ich obserwował. Bardzo polubił tą rodzinę i zrobi wszystko żeby nie pożałowali swojej decyzji. Tylko sprawa z Wyatt'em. Mężczyzna podobał się mu bardzo a te pocałunki były tak bardzo przyjemne że nie mógł przestać o nich myśleć. Mimo to w tej sytuacji będzie musiał to przerwać z żalem ale pragnął rodziny a na związki miał jeszcze czas.
Sam i Wyatt zostali oddelegowani do zmywania naczyń i nagle zostali sami. Z salonu dobiegały odgłosy rodzinnej narady ale w kuchni panowała niezręczna cisza.
-Sam...- zaczął mężczyzna spokojnie ale bał się tej rozmowy. On wiedział że powinni być razem, że będą razem że wszystkie zdarzenia prowadziły do tego że się spotkają. To jednak nie zależało od niego.
-Wyatt ja przepraszam- odezwał się w końcu i odwrócił do niego- Te pocałunki były wspaniałe i bardzo mi się podobały, myślę że chciałbym czegoś więcej- posłał mu delikatny uśmiech- ale twoja mama i tata. Cała rodzina okazała mi serce i przyjęła. Nie mogę niestety....- mężczyzna podszedł do niego i przytulił
-Rozumiem- miał jednak łzy w oczach. To co wiedział o ich przyszłości o wszystkim bardzo bolało- wiem że chcesz mieć rodzinę i nie zamierzam cię na nic namawiać. Proszę cię tylko o to żebyś się nie zamykał na możliwości
-Tego chyba nie będę mógł zrobić- wspiął się na palcach i musnął wargami jego policzek. Wyatt puścił go z żalem i znów zaczął myć górę naczyń jaką zostawiła im rodzina.
Pheobe stała w drzwiach kuchni i czytała emocje od swojego siostrzeńca i młodego chłopca który kiedyś zmieni się w mężczyznę życia Wyatt'a. Sama znała te rozterki i nagle wpadła na pewien pomysł żeby pomóc im podjąć decyzję. Żeby Sam nie bał się że straci rodzinę dając szansę miłości do nowego przybranego brata.
Przymknęła oczy i wyszeptała zaklęcie, po czym uśmiechnęła się zadowolona z siebie i wróciła do salonu gdzie usiadła na kolanach męża i przytuliła się do niego. Chciała żeby wszyscy wokół byli tak szczęśliwi jak ona.
czwartek, 31 października 2013
poniedziałek, 28 października 2013
Rozdział 2
Gdy Sam obudził się następnego poranka nie do końca wiedział gdzie się znajduje.
Pokój którego wcześniej nie obejrzał był urządzony ładnie ale dość skromnie. Przy dużym oknie stało biurko na którym leżało tylko kilka książek, wygodne krzesło. Dywan wydawał się być miękki czerwono- niebieski ciągnął się przez całą podłogą. Łóżko znajdowało się na przeciwko drzwi wejściowych. Miękkie, pachnące, aż żal było mu się z niego ruszać. Obok niego mała szafka na niej lampka. Na kolejnej ścianie drzwi zapewne prowadzące do łazienki a obok duża szafa z ciemnego drewna.
Nagle łzy napłynęły mu do oczu. Przecież to co wczoraj się stało nie mogło być prawdą. To jakaś okrutna pomyłka i tylko czekał aż ktoś tu przyjdzie i mu to powie.
Jak na zawołanie rozległo się pukanie do drzwi. Wstał szybko z łóżka zażenowany i zmartwiony tym wszystkim obawiając się co teraz się stanie.
-Proszę- stał ze spuszczoną głową przy nogach łóżka i czekał
-O już wstałeś- do pokoju wszedł Wyatt. Sam na dźwięk jego głosu poderwał głowę i spojrzał na mężczyznę. Od razu też zarumienił się okrutnie na wspomnienie wczorajszego pocałunku. Jego pierwszego
-Tak... znaczy...- zaczął niepewnie
-Mama kazała mi przynieść ci ubrania... będę trochę za duże są mojego kuzyna ale lepsze to niż wciąż mieć na sobie te brudne- posłał u delikatny uśmiech i Sam mimowolnie zadrżał- Wykąp się, przebież i zrobię ci śniadanie. Jesteśmy tu dziś sami ale o tym później- położył ubrania obok chłopaka i zatrzymał się na kilka chwil- Sam- szepnął mu do ucha
-Wyatt... to wczoraj ten pocałunek... nie rozumiem- usiadł pod naciskiem emocji
-Wszystko w swoim czasie ale nie dotknę cie jeśli nie będziesz tego chciał- zapewnił i odsunął się- no już- znów był wesoły i beztroski- jeśli cię nie nakarmię mama mnie zabije- i wyszedł zostawiając chłopaka całkiem skołowanego tym wszystkim.
Sam zszedł na dół dopiero godzinę później. Wyszorował się porządnie i umył włosy. Po tych zabiegach czuł się znacznie lepiej. Nowe ubrania były na niego za duże ale wygodne i miękkie a przede wszystkim czyste i świeże.
W miarę jak schodził po schodach, bardzo powoli oglądając zdjęcia rodzinne czuł wspaniały zapach pieczonego bekonu i czyżby chleba...
Wszystkie te uśmiechnięte twarze, kobiety, mężczyźni dzieci. Bardzo im zazdrościł i wiedział że łzy zakręciły mu się w oczach.
-Mam nadzieje że to będzie dość- Wyatt nawet nie odwrócił się gdy Sam wszedł do kuchni- Po śniadaniu czas na lekcję
-Lekcję?- Odłożył kubek z herbatą który zdążył już wziąć
-Wczoraj już użyłeś magii ale to nie wszystko czego będziesz się uczył i nie martw się nie tylko ja będę wtedy z tobą tak dziś wyszło. Eliksiry są domeną mojego brata.. mimo że przypali nawet wodę na herbatę. Historią zajmie się mój tata... zobaczymy jak to będzie...
-To chyba jakaś pomyłka- pokręcił głową i przerwał mu szybko- no bo jak ja mogę...
-Możesz i jesteś- uśmiechnął się tylko- a teraz jedz o wszystkim porozmawiamy później. Zrób tylko coś dla mnie. Podaj mi cukier- Wyatt patrzył jak chłopiec rozgląda się ze zdziwieniem po kuchni i marszczy uroczo nosek. Był śliczni i wiedział że są sobie przeznaczeni ale wszystko po kolei.
Sam był pewny że mężczyzna się z niego nabija gdy nie mógł znaleźć nigdzie cukierniczki i już miał otworzyć usta gdy nagle pożądany obiekt pojawił się na stole.
-Fajna sztuczka- wymamrotał i w końcu po raz pierwszy skupił się na talerzu
-Przyznaję ale ja jej nie zrobiłem. Ty szukałeś cukierniczki nie ja...
-Bo ty wiesz gdzie ona jest- nie chciał się zezłościć. Samo tak wyszło i zawstydził się bardzo znów rumieniąc
-Najlepszym sposobem na poznanie swojej mocy jest używanie jej. Ja znam ją od dziecka do odruch. Ty masz się nauczyć- po tych słowach obaj zajęli się śniadaniem. Bardzo smacznym i sycącym.
-To jest właśnie nasza Księga Cieni- stali właśnie na środku strychu gdzie na stojaku stała bardzo gruba księga- Śmiało możesz jej dotknąć- Wyatt wziął nagle rękę Sam'a i położył ją na jednej z pożółkłych kartek- To jest zaklęcie Mocy Trzech. Specjalne dla mojej mamy i ciotek. Ale o tym później
-To wszystko działa?- Zapytał z niedowierzaniem
-Każde zaklęcie- wciąż nie puścił małej ciepłej dłoni.Idealnie pasowała z jego dużą silną- ale można tu znaleźć opisy demonów i magicznych stworzeń
-Więc Święty Mikołaj jest jednak prawdziwy?- Spojrzał na niego. Tym razem to Sam się uśmiechał po raz pierwszy szczerze i całym sobą. Wyatt miał wielką ochotę pochylić się i pocałował go, wziąć w ramiona i nigdy nie wypuszczać
-Nie. Ale elfy, olbrzymy..nawet Excalibur- odpowiedział- Tu jest kącik mojego brata- zwrócił mu uwagę na kociołek i różnobarwne fiolki. Mam też siostrę i ona tak jak ty wciąż jeszcze się uczy. Poznasz ich oboje niedługo
-A moja rodzina czy też mała coś takiego?- Zdali sobie nagle sprawy że wciąż trzymając się za ręce i niemal się obejmują ale było im tak dobrze że nie odsuwali się od siebie. Sam był zdziwiony tym że jest mu tak dobrze z nieznanym jeszcze mężczyzną on który zawsze unikał kontaktu z ludźmi
-Myślę że tak. Każda magiczna rodzina ma coś takiego ale myślę że tata będzie wiedział coś więcej na ten temat- poprowadził go do sofy
-Wciąż boję się że to tylko sen- chłopa zdobył się na niespotykaną szczerość- że zaraz ktoś mi powie że to pomyłka
-Uwierz że to prawda- Wyatt usiadł obok i głaskał go po plecach- to że jesteś tu z nami to nie przypadek. Pomożemy ci i... z czasem będziesz dla nas jak rodzina... będziesz rodziną- zapewnił go z taką mocą że Sam był w stanie mu wierzyć
-Podobało mi się -szepnął nagle jakby sam do siebie
-Co takiego?- Nie zrozumiał mężczyzna
-Pocałunek- chłopak zwrócił twarz ku niemu- Czy możesz zrobić to raz jeszcze?- Wiedział że był cały czerwony, zdenerwowany i było mu gorąco. Spodziewał się że Wyatt go wyśmieje, odepchnie albo w najlepszym wypadku uda że nie dosłyszał.
Mężczyzna jednak uśmiechnął się do niego czule i położył dłoń na jego rozgrzanym policzku po czym pochylił się powoli i nakrył jego usta swoimi.
-Wyatt!!!- Usłyszeli nagle czyjś radosny krzyk ale nie zdążyli oderwać się od siebie gdy na strych wpadł jak burza ciemnowłosy młody mężczyzna- No no no.....- założył ręce na biodra- Co się tu wyrabia?- Zapytał oskarżycielsko ale oczy miał nadal wesołe co bardzo uspokoiło Sam'a
-Zamknij się Chris i nie strasz go- Wyatt wstał - Sam to jest właśnie mój młodszy brat a to jest Sam nasz podopieczny
-No widzę właśnie- i przywołał sobie ręką miękki fotel tak żeby znalazł się na przeciwko sofy. Usiadł na nim i uśmiechnął się złośliwie
-No to słucham- patrzył to na jednego to na drugiego intensywnie i w końcu Wyatt westchnął ale uśmiechnął się do brata i zaczął mówić.
Pokój którego wcześniej nie obejrzał był urządzony ładnie ale dość skromnie. Przy dużym oknie stało biurko na którym leżało tylko kilka książek, wygodne krzesło. Dywan wydawał się być miękki czerwono- niebieski ciągnął się przez całą podłogą. Łóżko znajdowało się na przeciwko drzwi wejściowych. Miękkie, pachnące, aż żal było mu się z niego ruszać. Obok niego mała szafka na niej lampka. Na kolejnej ścianie drzwi zapewne prowadzące do łazienki a obok duża szafa z ciemnego drewna.
Nagle łzy napłynęły mu do oczu. Przecież to co wczoraj się stało nie mogło być prawdą. To jakaś okrutna pomyłka i tylko czekał aż ktoś tu przyjdzie i mu to powie.
Jak na zawołanie rozległo się pukanie do drzwi. Wstał szybko z łóżka zażenowany i zmartwiony tym wszystkim obawiając się co teraz się stanie.
-Proszę- stał ze spuszczoną głową przy nogach łóżka i czekał
-O już wstałeś- do pokoju wszedł Wyatt. Sam na dźwięk jego głosu poderwał głowę i spojrzał na mężczyznę. Od razu też zarumienił się okrutnie na wspomnienie wczorajszego pocałunku. Jego pierwszego
-Tak... znaczy...- zaczął niepewnie
-Mama kazała mi przynieść ci ubrania... będę trochę za duże są mojego kuzyna ale lepsze to niż wciąż mieć na sobie te brudne- posłał u delikatny uśmiech i Sam mimowolnie zadrżał- Wykąp się, przebież i zrobię ci śniadanie. Jesteśmy tu dziś sami ale o tym później- położył ubrania obok chłopaka i zatrzymał się na kilka chwil- Sam- szepnął mu do ucha
-Wyatt... to wczoraj ten pocałunek... nie rozumiem- usiadł pod naciskiem emocji
-Wszystko w swoim czasie ale nie dotknę cie jeśli nie będziesz tego chciał- zapewnił i odsunął się- no już- znów był wesoły i beztroski- jeśli cię nie nakarmię mama mnie zabije- i wyszedł zostawiając chłopaka całkiem skołowanego tym wszystkim.
Sam zszedł na dół dopiero godzinę później. Wyszorował się porządnie i umył włosy. Po tych zabiegach czuł się znacznie lepiej. Nowe ubrania były na niego za duże ale wygodne i miękkie a przede wszystkim czyste i świeże.
W miarę jak schodził po schodach, bardzo powoli oglądając zdjęcia rodzinne czuł wspaniały zapach pieczonego bekonu i czyżby chleba...
Wszystkie te uśmiechnięte twarze, kobiety, mężczyźni dzieci. Bardzo im zazdrościł i wiedział że łzy zakręciły mu się w oczach.
-Mam nadzieje że to będzie dość- Wyatt nawet nie odwrócił się gdy Sam wszedł do kuchni- Po śniadaniu czas na lekcję
-Lekcję?- Odłożył kubek z herbatą który zdążył już wziąć
-Wczoraj już użyłeś magii ale to nie wszystko czego będziesz się uczył i nie martw się nie tylko ja będę wtedy z tobą tak dziś wyszło. Eliksiry są domeną mojego brata.. mimo że przypali nawet wodę na herbatę. Historią zajmie się mój tata... zobaczymy jak to będzie...
-To chyba jakaś pomyłka- pokręcił głową i przerwał mu szybko- no bo jak ja mogę...
-Możesz i jesteś- uśmiechnął się tylko- a teraz jedz o wszystkim porozmawiamy później. Zrób tylko coś dla mnie. Podaj mi cukier- Wyatt patrzył jak chłopiec rozgląda się ze zdziwieniem po kuchni i marszczy uroczo nosek. Był śliczni i wiedział że są sobie przeznaczeni ale wszystko po kolei.
Sam był pewny że mężczyzna się z niego nabija gdy nie mógł znaleźć nigdzie cukierniczki i już miał otworzyć usta gdy nagle pożądany obiekt pojawił się na stole.
-Fajna sztuczka- wymamrotał i w końcu po raz pierwszy skupił się na talerzu
-Przyznaję ale ja jej nie zrobiłem. Ty szukałeś cukierniczki nie ja...
-Bo ty wiesz gdzie ona jest- nie chciał się zezłościć. Samo tak wyszło i zawstydził się bardzo znów rumieniąc
-Najlepszym sposobem na poznanie swojej mocy jest używanie jej. Ja znam ją od dziecka do odruch. Ty masz się nauczyć- po tych słowach obaj zajęli się śniadaniem. Bardzo smacznym i sycącym.
-To jest właśnie nasza Księga Cieni- stali właśnie na środku strychu gdzie na stojaku stała bardzo gruba księga- Śmiało możesz jej dotknąć- Wyatt wziął nagle rękę Sam'a i położył ją na jednej z pożółkłych kartek- To jest zaklęcie Mocy Trzech. Specjalne dla mojej mamy i ciotek. Ale o tym później
-To wszystko działa?- Zapytał z niedowierzaniem
-Każde zaklęcie- wciąż nie puścił małej ciepłej dłoni.Idealnie pasowała z jego dużą silną- ale można tu znaleźć opisy demonów i magicznych stworzeń
-Więc Święty Mikołaj jest jednak prawdziwy?- Spojrzał na niego. Tym razem to Sam się uśmiechał po raz pierwszy szczerze i całym sobą. Wyatt miał wielką ochotę pochylić się i pocałował go, wziąć w ramiona i nigdy nie wypuszczać
-Nie. Ale elfy, olbrzymy..nawet Excalibur- odpowiedział- Tu jest kącik mojego brata- zwrócił mu uwagę na kociołek i różnobarwne fiolki. Mam też siostrę i ona tak jak ty wciąż jeszcze się uczy. Poznasz ich oboje niedługo
-A moja rodzina czy też mała coś takiego?- Zdali sobie nagle sprawy że wciąż trzymając się za ręce i niemal się obejmują ale było im tak dobrze że nie odsuwali się od siebie. Sam był zdziwiony tym że jest mu tak dobrze z nieznanym jeszcze mężczyzną on który zawsze unikał kontaktu z ludźmi
-Myślę że tak. Każda magiczna rodzina ma coś takiego ale myślę że tata będzie wiedział coś więcej na ten temat- poprowadził go do sofy
-Wciąż boję się że to tylko sen- chłopa zdobył się na niespotykaną szczerość- że zaraz ktoś mi powie że to pomyłka
-Uwierz że to prawda- Wyatt usiadł obok i głaskał go po plecach- to że jesteś tu z nami to nie przypadek. Pomożemy ci i... z czasem będziesz dla nas jak rodzina... będziesz rodziną- zapewnił go z taką mocą że Sam był w stanie mu wierzyć
-Podobało mi się -szepnął nagle jakby sam do siebie
-Co takiego?- Nie zrozumiał mężczyzna
-Pocałunek- chłopak zwrócił twarz ku niemu- Czy możesz zrobić to raz jeszcze?- Wiedział że był cały czerwony, zdenerwowany i było mu gorąco. Spodziewał się że Wyatt go wyśmieje, odepchnie albo w najlepszym wypadku uda że nie dosłyszał.
Mężczyzna jednak uśmiechnął się do niego czule i położył dłoń na jego rozgrzanym policzku po czym pochylił się powoli i nakrył jego usta swoimi.
-Wyatt!!!- Usłyszeli nagle czyjś radosny krzyk ale nie zdążyli oderwać się od siebie gdy na strych wpadł jak burza ciemnowłosy młody mężczyzna- No no no.....- założył ręce na biodra- Co się tu wyrabia?- Zapytał oskarżycielsko ale oczy miał nadal wesołe co bardzo uspokoiło Sam'a
-Zamknij się Chris i nie strasz go- Wyatt wstał - Sam to jest właśnie mój młodszy brat a to jest Sam nasz podopieczny
-No widzę właśnie- i przywołał sobie ręką miękki fotel tak żeby znalazł się na przeciwko sofy. Usiadł na nim i uśmiechnął się złośliwie
-No to słucham- patrzył to na jednego to na drugiego intensywnie i w końcu Wyatt westchnął ale uśmiechnął się do brata i zaczął mówić.
Subskrybuj:
Posty (Atom)